30 sty 2012

Wszystkiego po trochu, czyli wielkie nic.

Właśnie doszło do mnie, że równo 30 dni temu robiłam te wszystkie postanowienia. Nie, no dobra, nie robiłam, bo wcale nie wymyślałam nowych, ale wiadomo o co chodzi. Będę się uczyć, biegać itp. Po miesiącu nie jestem zadowolona, chociaż zaczynam już pracować z kalendarzem w ręku, co bardzo pomaga, zwłaszcza kiedy masz wszystko rozpisane co do godziny.

Mój plan dnia nie przewiduje długiej nasiadówki przed kompem. (Ja i komputer mamy za sobą krótką ale burzliwą znajomość, której efekty opiszę w jakimś innym poście.) Wiec, nie wezmę się poważnie za jakiś żądny temat, bo jak już coś robić to raz a dobrze. A zatem będzie wszystkiego po trochu. :)

Wstawiłam na stronę taką zakładkę"Coming Soon", ale jej obecność to jeszcze kwestia wątpliwa. Traktować ją będę raczej niezobowiązująco.

Co tam jest na tej liście...najlepsze jest to że w paru przypadkach pozapominałam o co mi chodziło, widać moja inteligencja mnie przerosła. Dobra, a zatem:

MÓJ NOWY E- PROJEKT. to nic innego tylko anglojęzyczny blog, który chcę założyć. Właściwie to planowałam to już od dawna, ale na moją decyzję wpłynął post-crossing. W moim profilu jest miejsce na stronę internetową. No, to teraz będę ją miała.
Inna sprawa to czas realizacji mojego postanowienia, i mój słomiany zapał.

RZECZ O KSIĄŻKACH I FILMACH. Wygląda na to, ze po etapie fascynacji kaczorem donaldem, fantasy, wróżkami, i tym, no, tym słowie na literkę t którego w tym kontekście nie wspomnę, bo aż nie wypada, przyszedł czas na kanon filmu i literatury. Jak to moja babcia mawiała, trzeba się odchamić. Co wcale nie znaczy że wcześniej nie czytałam, rzecz jasna. Po prostu teraz jestem gotowa na większy wysiłek umysłowy, który niewątpliwie będzie mi potrzebny przy, dajmy na to, Dumie i Uprzedzeniu, za którą wzięłam się jakiś czas temu, ale nie sprostałam. A podobno wciąga po jakimś czasie.










21 sty 2012

A może by tak pocztówkę?

Miałam pisać zupełnie o czym innym, ale tak jakoś wyszło. Kobieta zmienną jest. 

Bardzo lubię różne społeczne idee, np. geocaching, czy flashmoby. Jest ich jeszcze wiele, a ja właśnie odkryłam kolejną: POSTCROSSING.

Przyznaję się, przeczytałam o tym na blogu 97didka. Ave on!

A za tym, o co tym wszystkim chodzi?

W skrócie, jet to projekt wymiany pocztówek z ludźmi z całego świata. Jak się do tego zabrać?
  1. Rejestrujesz się (całkowicie z a darmo) na portalu postcrossing,
  2. Wpisujesz swoje dane adresowe, po to, aby ktoś inny mógł ci wysłać kartkę. Dane są całkowicie bezpieczne, tylko osoba wysyłająca będzie je widziała.
  3. Losujesz adres osoby, do której wyślesz list.
  4. Dostajesz adres oraz ID pocztówki, który musisz napisać na pocztówce. 
  5. Wysyłasz, i czeeeeekasz.
  6. Kiedy twój adresat dostanie list, zaznacza to w systemie, i teraz to ty będziesz mógł dostać pocztówkę.  
AAAAAAA. Czy nie brzmi to wspaniale? Już widzę to oczekiwanie przy skrzynce pocztowej. Coś mi się widzi, że zacznę zbierać pocztówki.:)

Po za tym, w jakimś stopniu pomoże mi to w nauce języka.

Mój pierwszy adresat jest z Rosji. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia czy nie zrobię jakiegoś błędu pisząc cyrylicą, i wszystkiego szlak nie trafi, no ale cóż, może się uda.

P.S. JEŻELI KTOŚ Z POTENCJALNYCH CZYTELNIKÓW zna jakieś inne projekty społecznościowe tego typu, nie omieszkajcie się ze mną podzielić.:)


2 sty 2012

Polsko- Chińska współpraca kulinarna. Czyli dlaczego warto nauczyć się jeść pałeczkami.

Ile to się może człowiek dowiedzieć o własnym mieście spacerując. Inna sprawa, że niektórych rzeczy powinno się pozostać nieświadomym, ot tak, na wszelki wypadek.

Więc idę sobie przed siebie, wdychając zapach petard obecny jeszcze w powietrzu po Sylwestrze.(Ten zapach lubię. Natomiast nie przepadam za zapachem miejskiego rynku, gdzie parę godzin temu odbywała się impreza. Samymi tyko oparami można by się było nawalić. Carskoje Igristoje, sądząc po smrodzie.) 

W pewnym momencie robię gwałtowny zwrot w tył, jak zawsze gdy właśnie dotrze do ciebie, co przed chwilą zobaczyłeś. Stoję przed wejściem do restauracji, jak mniemam chińskiej, sądząc po czerwonych dekoracjach, i charakterystycznym wyglądzie wnętrza. Nazwa jak najbardziej nawiązująca do tematyki. Lecz nie sam lokal przyciągnął moja uwagę, lecz oferta rzeczonego przybytku.

Szło to mniej więcej tak:

RESTAURACJA XXXXXXX

JESZ ILE CHCESZ JEDYNE ZA 15 ZŁOTYCH, NAJLEPSZA CHIŃSKA KUCHNIA W MIEŚCIE.

POLECAMY:

I uwaga, najlepsze:

- BARSZCZ CZERWONY
- KASZANKA
- KIEŁBASKI PIECZONE
- KARP W CIEŚCIE

Dalej nie czytałam. Przestraszyłam się, że jeszcze nie daj Boże znajdę tam gdzieś schabowego. Dość przygód jak na jeden raz, nieprawdaż?